Wesele Marty i Pawła 11.07.2009r.


Dnia 11 lipca 2009r. moja mała siostrzyczka Martusia wyszła za mąż, szczęśliwym wybrańcem siostrzyczki został Pawcio, miał co najmniej 5 lat na wycofanie się i tego nie zrobił znaczy się że wie co robi, co prawda Marta to towar pierwsza klasa ale umowa nie przewiduje zwrotu. Ślub odbył się w Krasnosielcu miejscu gdzie Młodzi kończą sie budować (czyli budują sobie gniazdko), a wesele i pierwsza część poprawin odbyły się w Krukach koło Ostrołęki w Sali Bankietowej Olimpia.
Wyjątkowo przed tym weselem nie trenowałem picia wcześniej obyło sie na piątkowej próbie generalnej, ale z piciem jest jak z jazdą na rowerze jak się umie to można pić bez treningów. Zresztą nieco w tworzeniu wódki weselnej uczestniczyłem gdyż zaprojektowałem etykietę (którą tak BTW wydrukował i pociął Tomek). Jako że rodzice i siostra (która była świadkową) pojechali na wieś na miejsce zaślubin, to a na wesele jechali ludzie z różnych części Polski to nie z własnej woli wyszło ze wóz którym kierował Tomek (towarzysz Renatki) Iza (moja towarzyszka) oraz moja skromna osoba (z pomocą zamkniętego w telefonie Krzysztofa Hołowczyca) był wozem przewodnikiem kolumny 5 samochodów, co prawda w zwartej grupie dotarły 4 (sąsiad też zdążył ale w ostatniej chwili) ale najważniejsze że dotarliśmy. Kościół pomieścił wszystkich chętnych, był ładnie przybrany i nie było w nim duszno. Starałem się wtopić w tło i nieprzeszkadzając nikomu zrobić dobre zdjęcia. Młodzi złożyli przysięgę bez pomyłek, zacięć, czy przejęzyczeń oraz co ważne z uśmiechem. A po złożeniu życzeń wszyscy ogromniastą kolumną samochodów udali się na w/w salę weselną, po pokonaniu kilku bramek (które automatycznie blokowały spory odcinek drogi) i kilkunastu kilometrów zaczęło sie Wesele.
Sala pierwsza klasa, obawiałem się trochę o nogi pań uczestniczących w tańcach bo parkiet nie był drewniany ale nie zauważyłem żeby ktoś wyciął orła. Również było dobre i co jeszcze ważniejsze wódka byłą zimna :-), jak impreza przebiegała widać na zdjęciach więc nie będę specjalnie sie rozpisywał jak było bo słowa obrazu nie zastąpią, Ponieważ nie byłem zwykłym gościem i poza (dodatkowymi) zdjęciami robiłem jeszcze kilka rzeczy to nie zauważyłem na początku specjalnego bimberku, na szczęście na rodzinkę można liczyć i uświadomili mi że taki bonus znajduje sie na sali i wielokrotnie skorzystałem z tej butelki, konsekwencją tego było to że stół z jadłem wiejskim zobaczyłem dopiero... na poprawinach :P. Po całej imprezie jak wszyscy którzy nie musieli wracać udaliśmy się na górę do przygotowanych pokojów celem delikatnego odpoczynku tak by o 12 zacząć imprezę od nowa, poprawiny a właściwie ich pierwsza część skończyły sie o 18 i wtedy część ludzi udała się w podróż powrotną do domów a już najbliższa rodzina (która nie poległa na pierwszej części) do północy świętowała Marty zamążpójście (podejrzewam że podobna impreza odbywała się w domu Pawła). Do domu dotarłem około 17 w poniedziałek