Karpacz 2010


 Jakby mało było zimy to wybraliśmy się na narty do Karpacza. Piękne miastecko z dobrze przygotowanymi trasami, i wreszcie wypożyczyłem sobie buty narciarskie w których mnie nic nie uwierało i bolało i mogłem się skupić na jeżdżeniu na  nartach. Po zapadnięciu zmroku złaziliśmy wszelkie okoliczne knajpki w  poszukiwaniu najlepszej golonki :-) lub innym niż narty zabawom zimowym jak zjazd slalomem na oponach lub łyżwiarstwo (ale na sztucznym lodowisku to nie jest to przyjemne). Korzystając z okazji że największy hotel w Karpaczu buduje m.in. mój brat stryjeczny to w pewien wieczór upodliliśmy się niemiłosiernie w naszym apartamencie. Właśnie, mieszkaliśmy w apartamencie, garaż, kablówka i  piękny widok z okna, fajna sprawa a jak sie wyjeżdża w większej grupie osób to wcale nie wychodzi drogo. Gdy pogoda w Karpaczu była kiepska i Śnieżka była zamknięta wybraliśmy się do Czech, a tam w miejscowości Mladé Buky w ichnieszym SKIPARKu oddawaliśmy sie białemu szaleństwo. To tutaj zdarzyło mi sie nie skręcić na średnią trasę i zacząć jechać trudną. Z chęcią obejrzałbym zapis mojej twarzy z momentu gdy osiągałem prędkość gdzie przy rozłożeniu rąk zamieniłbym sie w Adama Małysza i szybował niczym orzeł. Skończyło sie upadkiem i nadwyrężeniem kolana. Sentencja "do wesele się zagoi" tym razem się nie sprawdziła...